Afera dotycząca wycieku danych z polskich sklepów online sprzedających produkty erotyczne. W ciemności nocy, użytkownicy tych stron internetowych otrzymali wiadomość od nieznajomego hakera, który bezprawnie zdobył dostęp do ich danych osobowych i szczegółów transakcji. Informacje te zostały udostępnione przez serwis informacyjny Niebezpiecznik. Przestępcy domagają się od każdej poszkodowanej osoby kwoty 500 zł, obiecując w zamian usunąć skradzione informacje.
Incydent związany z naruszeniem prywatności i utratą szczegółów zamówień miał miejsce w ciągu jednej nocy, pomiędzy niedzielą a poniedziałkiem. Według źródeł serwisu Niebezpiecznik, otrzymali oni dziesiątki zgłoszeń na temat tego incydentu. „Praktycznie wszyscy, którzy zgłosili ten problem, z wyjątkiem jednej osoby, potwierdzili swoją tożsamość jako klientów i stwierdzili, że cytowany produkt jest zgodny. Dla niektórych tych wiadomości zostały oznaczone jako spam”.
Od kilku miesięcy można znaleźć w sieci informacje o wyciekach kodów źródłowych i danych. Wszystkie wymienione sklepy internetowe i platformy e-commerce były świadome tych wycieków, ale nie wykazały chęci do współpracy. Do tej pory żadne z tych danych nie zostały przeze mnie opublikowane, ale planuję to zmienić” – czytamy w wiadomości od szantażujących hakerów. W zamian za usunięcie skradzionych danych klientów z baz danych, przestępcy żądają od każdej ofiary 500 zł.
W następstwie wycieku danych z sex shopów, portal Niebezpiecznik podkreśla, że jeśli nie zadbaliśmy o naszą prywatność podczas dokonywania zakupu, teraz możemy niewiele zrobić. Dla bezpieczeństwa sugeruje usunięcie konta na stronie sklepu, aby dodatkowo chronić nasze dane przed kolejnymi atakami. Czy warto uiszczać żądaną przez szantażystów opłatę? Specjaliści stanowczo odradzają taki krok, argumentując, że nigdy nie możemy mieć pewności, czy:
Zdobyte dane są w posiadaniu tylko jednej osoby,
Nie zostaniemy ponownie narzuceni próbą szantażu.